Strona główna | Kulisy nagrań | Występy na żywo | Darmowe pobrania | mBank | SKLEP

Bajki do słuchania (aby wysłuchać bajki - kliknij na tytuł bajki):

Antoni Józef Gliński
redakcja: Bartosz Wierzbięta (2008)
O dwóch braciach

Nagrań dokonano we wrześniu 2006 r. w Studio Buffo w Warszawie
Realizator nagrań: Filip Krzemień
Czas nagrania: 13’56”
Czyta: Stanisław Mikulski

Fragment bajki:
      „Byli sobie dwaj bracia. Starszy - Sobiesław - był chciwy i samolubny. Od małego wszyscy nazywali go „Sobek” i po latach nikt już nie pamiętał, że to zdrobnienie jego prawdziwego imienia. Młodszy z braci miał na imię Szczęsny - był poczciwy, ale leniwy i ciut nierozgarnięty. Nie zastanawiał się nad tym co robi, często więc wpadał w tarapaty; ludzie mówili wtedy: „Nie-Szczęsny!” i śmiali się z własnego żartu.
Po śmierci ojca bracia odziedziczyli niewielką sumkę. Sobek położył pieniądze na stole. „Podzielimy się po równo” – powiedział i zaczął rozkładać banknoty na dwie kupki. „To dla mnie, to - dla ciebie, a to - dla mnie”. Potem chwilę odczekał i znów: „To dla mnie, to - dla ciebie, a to - dla mnie”. I potem już za każdym razem od siebie zaczynał i na sobie kończył. Po chwili gołym okiem było widać, że kupki wcale nie są równe i że starszy brat dostanie dwa razy więcej niż młodszy. Szczęsny nie zamierzał się jednak wykłócać, wziął co mu przypadło, zadowolony, że nie będzie musiał pracować. Niebawem połowę przehulał, a drugą rozdał biednym. Kiedy głód zajrzał mu w oczy, poszedł brata prosić o wsparcie. Sobek wysłuchał próśb Szczęsnego, przybrał poważną minę i tak skomentował: „Jak mawiał pewien mędrzec: Daje nie ten, kto ma co dać, ale ten, kto chce dać” – tu zrobił pauzę i zamyślił się – „Niestety” – dodał po chwili – „ja nie odczuwam takiej chęci... przykro mi, braciszku.”
Szczęsny wyszedł od brata załamany i głodny. Na zewnątrz szalała śnieżyca. „Pójdę gdzie mnie oczy poniosą, może mi się poszczęści.” – pomyślał, westchnął i ruszył przed siebie. Idzie, idzie, nagle patrzy, a tu siwiuteńki staruszek brnie przez głęboki śnieg i widać, że ledwo mu sił starcza. A potem „bach” - wpadł w zaspę i cały zniknął pod białym puchem. Szczęsny ruszył mu na ratunek. Wyciągnął go na drogę, otrzepał i oddał mu swoją czapkę i rękawiczki. A potem odprowadził do najbliższej gospody i za ostatnie pieniądze kupił mu herbaty z malinami. Sam zaś ruszył w dalszą drogę, a właściwie pobiegł i to dość szybko, żeby się rozgrzać.
Biegnie, biegnie, a tu proszę - na poboczu, między drzewami, leżą jego czapka i rękawiczki. Zdziwił się, ale i ucieszył, bo ręce już mu z zimna całkiem zgrabiały. Ale kiedy pochylił się, żeby podnieść ubranie, czapka i rękawiczki Myk! – odskoczyły jak żywe. Szczęsny zaczął je gonić, ale ilekroć już myślał, że je pochwyci, czapka i rękawiczki przyspieszały i mknęły dalej. Wreszcie zatrzymał się, żeby odetchnąć i zobaczył małą chatkę, do której czapka i rękawiczki wkicały po wąskich schodkach. Pobiegł za nimi.”



Antoni Józef Gliński
redakcja: Bartosz Wierzbięta (2008)
O kiju-samobiju, czapce niewidce, siedmiomilowych butach i górze miedzianej

Nagrań dokonano we wrześniu 2006 r. w Studio Buffo w Warszawie
Realizator nagrań: Filip Krzemień
Czas nagrania: 15’38”
Czyta: Stanisław Mikulski
Ilustracje: Wiesław Skupniewicz

Fragment bajki:
      „Był sobie kiedyś wyjątkowo przystojny królewicz. Ale jeszcze bardziej wyjątkowe było to, że - w przeciwieństwie do innych przystojnych królewiczów - nie zadzierał nosa. A nawet wręcz przeciwnie: ludzi traktował z szacunkiem, zawsze słuchał, co do niego mówią i ilekroć mógł, pomagał. A mówiąc „ludzi” nie mam na myśli tylko bogatych i dobrze urodzonych, ale wszystkich, którzy tej pomocy potrzebowali. Choćby chodziło o najbiedniejszego żebraka, albo najgłupszego chłopka-roztropka – królewicz traktował go równie dobrze, jak ministra. Pewnego dnia królewicz poszedł na spacer nad jezioro. Szedł sobie, pogwizdywał i patrzył w chmury. Nagle na niebie pojawiły się trzy małe punkciki, które szybko zaczęły rosnąć, aż zdumiony królewicz zorientował się, że to wcale nie ptaki. Nad brzegiem jeziora wylądowały trzy piękne, skrzydlate dziewczyny. Królewicz przezornie schował się w krzakach, więc nieświadome jego obecności panny rozebrały się bez oporów i wskoczyły do wody. Królewicz aż zaniemówił. I to wcale nie dlatego, że tuż-tuż pluskały się trzy nagie piękności. Zaniemówił, bo na wyciągniecie ręki leżały teraz przed nim trzy pary zaczarowanych skrzydeł! Najwyraźniej ich właścicielki nie chciały zmoczyć piórek...”


 Copyright © 2010 Gontar | Wszelkie prawa autorskie są zastrzeżone.
Publiczne kopiowanie, rozpowszechnianie, odtwarzanie całości lub części utworów bez zezwolenia jest zabronione.